Pokolenie Z. Ludzie, którzy bez terapeuty i tabletek regulujących nastrój rozpadliby się w pył przed najlichszą nawet trudnością życiową. Pokolenie pasywne, słabe i niestabilne emocjonalnie. Baloniki napełnione emocjami w świecie pełnym szpilek.
Wielu tak myśli, ale zdaje się, że popełnia w ten sposób tzw. mylny błąd. Można na nich spojrzeć inaczej. Już mówię jak.
W gruncie rzeczy sytuacja ekonomiczna Pokolenia Z jest bardzo podobna do sytuacji chłopstwa. Tak jak chłopi niewiele mają ze swojej pracy. Tak jak chłopi nie mogą radykalnie zwiększyć swoich dochodów, choćby stanęli na uszach. Pracują, ale bez perspektywy zrobienia kariery. Uczą się, ale w gruncie rzeczy wymaga się od nich tylko mozolnej, mało ambitnej pracy, która po większej części polega na wklepywaniu tego czy owego, do takiego lub innego systemu teleinformatycznego. Orają excelowe arkusze, uczęszczają na teamsowe nabożeństwa, które równie dobrze mogłyby być emailem. Kapitału nie zbudują, jedyne co mają, to wynajęte mieszkania i kapitał zgromadzony przez rodziców w lepszych czasach. Pokolenie Z to wyzyskiwane przez bogaczy chłopstwo XXI wieku. Chłop (i baba tyż) jest bezsilny wobec świata, który go otacza, domagając się coraz to nowych danin i poświęceń. I tu dochodzę do sedna. Sądzę, że to, co na pierwszy rzut oka jest ich słabością, a słabości te wyliczyłem na początku, jest w gruncie rzeczy może nie w pełni przemyślaną, a skuteczną (może jedynie skuteczną) strategią obrony. Typową dla chłopstwa strategią obrony była, jest i będzie strategia biernego oporu. Tylko w skrajnych przypadkach chłopi łapią za broń. Zazwyczaj ograniczają się do ociągania przy pracy na pańskim polu, ukrywania zboża i wymigiwania się od posług. No i Gen Z robi to samo, na swój nowoczesny, sieciowy sposób. Ich bierny opór jest mylony z lenistwem, przewrażliwieniem i apatią. Wiedzą, że ich Królestwo nie jest z tego świata i specjalnie tego świata nie celebrują. Czasem idą za apokaliptycznym kaznodzieją, który głosi nadchodzącą katastrofę tego, albo innego rodzaju. Mają w nienawiści swoich ojców i matki, szukają ziaren gorczycy, z których wyrosnąć może nowe Jeruzalem. Są ludem bożym, który nie chce już błąkać się po zachodnioeuropejskich zmywakach, ale szukają swojej pielgrzymki. Nie wiedzą, dokąd mieliby pójść, ale przecież nie tylko oni.